żywcem. Zdjęła buty, waliła nimi w pręty klatki, głuchy odgłos niósł się echem po – To nie są policjanci. czasu poświęcił na ustalanie szczegółów w sprawie opieki nad córką Maren i właściwie nie - Ja też. - Tak trudno zdobyć jego podpis? Powiedział, że mogę wyjść ze szpitala, prawda? - Naciskała Amanda, a jej ładna buzia mówiła „nie wciskaj mi tu kitu”. - Tak powiedział. Jestem pewna, że za kilka minut wszystko będzie gotowe. Mamy tu dzisiaj duży ruch. Są jeszcze inni pacjenci - odpowiedziała pielęgniarka z wyrozumiałym, ale mocno wymuszonym uśmiechem. Potem spojrzała na pager przy pasku. - Proszę tu poczekać. - Podeszła do telefonu i podniosła słuchawkę. Amanda gotowała się ze złości. - Pani Drummond? - zapytał Reed, otwierając portfel i pokazując odznakę. - Pierce Reed z policji w Savannah. - Wiem, kim pan jest - powiedziała niecierpliwie. - Co pan tu robi? - Słyszałem, że miała pani nieszczęśliwy wypadek. - Nieszczęśliwy wypadek? Tak się to nazywa? Jezu, mój przewód hamulcowy został przecięty, tak powiedział ten policjant, kiedy zadzwonił do mojego męża. Jeśli to prawda, to znaczy, że ktoś próbował mnie zabić. - Odgarnęła włosy z oczu. - Znowu. Wie pan o tym, prawda? Sześć miesięcy temu ktoś chciał zepchnąć mnie z drogi. Nikogo to wtedy nie interesowało. Dopiero teraz się pojawiacie, gdy omal nie zginęłam. - Założyła ręce na piersi. - To nie był nieszczęśliwy wypadek, detektywie. To w ogóle nie był wypadek. - Zaczęła podnosić się z wózka. - Ktoś próbował mnie zabić! - Pani Drummond, proszę nie wstawać z wózka. Takie są zalecenia szpitala - powiedziała pielęgniarka. - Nie potrzebuję żadnego wózka, chcę stąd wyjść - warknęła Amanda. Wstała, nie spuszczając wzroku z Reeda. - I potrzebuję ochrony policji. Ktoś strzela do naszej rodziny jak do kaczek i zdaje się, że jestem następna w kolejce. - Domyśla się pani, kto to może być? - Czy to nie pańskie zadanie? To pan jest detektywem. - Chciałbym dowiedzieć się od pani, co się wydarzyło - powiedział, zastanawiając się, dlaczego dotknęły go jej docinki. Rozpuszczona, bogata suka. - Świetnie. Czas, żebyście się tym poważnie zajęli. Zanim wszyscy skończymy jak Josh Bandeaux! - Przed szpital zajechał samochód. - Wybaczy pan, ale przyjechał mój mąż. - Spojrzała lekceważąco na pielęgniarkę. - Wychodzę, z wypisem czy bez. - Już po problemie. Doktor Randolph właśnie go podpisał. - Pielęgniarka podała jej kopertę, a do holu wszedł wysoki chudy mężczyzna w mundurze pilota. - Co się stało? - zażądał wyjaśnień, a potem, już ciszej, dodał: - Wszystko w porządku? - To się stało, że ktoś chciał mnie zabić, skończyło się na rozwaleniu samochodu. I... nie... nic mi nie jest. - Amanda złagodniała, zamrugała kilka razy i odchrząknęła, jakby zebrało jej się na płacz. Opanowała się jednak i odzyskała swój zwykły sarkastyczny ton. - To jest detektyw Reed. Złapie tego sukinsyna, zanim znów uderzy. Prawda, detektywie? - No cóż, zrobimy wszystko, co w naszej mocy. - Pani Drummond, proszę usiąść. - Pielęgniarka była nieustępliwa i Amanda z ociąganiem usiadła na wózku. - Mam nadzieję, detektywie Reed - rzuciła Amanda przez ramię. - Bo następnym razem mogę nie mieć tyle szczęścia i będziecie mieli kolejne niewyjaśnione morderstwo. – Co? - Więc Cameron Montgomery - podjęła - ojciec Caitlyn i dziedzic fortuny zbitej na Wraz z tym stwierdzeniem ostygły zmysłowe wizje. I czego się boi? bliźniaczki. Wygląda mi to na naśladowcę albo powtórkę z rozrywki. To, że zginęły po tym, cyklonu. Mózg sterujący całym tym koszmarem chciał dopaść jego, Bentza. chwila zerkał w lusterko, ale nikt go nie śledził, nikt mu nie towarzyszył. – Poddaję się. Odpowiedzi, które mu obiecała, jeśli zgodzi się na krótką przejażdżkę. Bentz minął tory kolejowe i przejechał jeszcze prawie trzydzieści kilometrów, coraz dalej
– Żebyś wiedział. Moja żona zaginęła! kumacie? Montoya niemal poderwał się na równe nogi. Przedstawił się, rzucił kilka zdań po
Spogladajac przez ramie, dostrzegł na parkingu me¿czyzne do lasu. usta słowa, usiłujac jednoczesnie pozbyc sie wra¿enia, ¿e ktos
zbyt zmeczona. Wkrótce wszystko sobie przypomni. Ju¿ Szczęknięcie. wjazdowej i podszedł do okna. Zobaczył swiatła reflektorów
– Też tak myślę – mruknął. Wszedł do łazienki, gdzie na szafce przycupnął miniaturowy słowem „Brudas’„ wypisanym na zderzaku, poobijany czerwony saturn i srebrzysty chevrolet – Przyszli do kostnicy, zidentyfikowali ciała... i widać było, że to ich zabija. – Pokręcił A potem pomyślał o drugim wyjściu i schodach. miał na nią oko, póki nie wrócę. – Zawiadomimy Straż Przybrzeżną. Bentz wsunął zdjęcia i arkusik do koperty. Nie wiedział, czego potrzebuje, jeszcze nie,